Tomasz Geras urodził się i pracuje w Warszawie, gdzie ukończył Wydział Architektury na Politechnice. Ostatnio zyskał rozgłos dzięki wizualizacjom, a których stołeczne budynki przedstawione są w stylu nowo klasycznym. Z Tomaszem rozmawiamy o specyfice neoklasycyzmu i o tym, dlaczego według niego ludzi ciągnie do jasnych, prostych budowli.
Jakie są podstawowe źródła i założenia nowego klasycyzmu w architekturze? I jaka jest jego przewaga nad innymi stylami?
W uprawianej dziś formie klasycyzm jest powrotem do normalności po awangardowych paroksyzmach ubiegłego stulecia. Modernistyczne próby definiowania od nowa tego, czym jest miasto i budynek pozostawiły naszą przestrzeń tak nieatrakcyjną, jak nigdy w dziejach.
Jedno z podstawowych założeń nowegoklasycyzmu stanowi nieodrzucanie tysięcy pięknych, sprawdzonych rozwiązań wyłącznie dlatego, że „już były” – ale ich stosowanie właśnie dlatego, że przetrwały próbę czasu i krytykę pokoleń. Uważam, że to nie tradycja krępuje wolność twórczą architekta tylko przestarzałe, historycystyczne dywagacje nad mętnym pojęciem „ducha czasu”.
Hegel ogłosił światu progresywną wizję dziejów, a Marks wysnuł z niej wniosek, że dzieła sztuki dzielą się na „postępowe” i „wsteczne”. Wreszcie, być może za sprawą Norberg-Schulza, całe rozumowanie przesączyło się do teorii architektury jako dogmat – i innowację wyświęcono na cel sam w sobie. Współczesny klasycyzm po prostu bierze te rewelacje w należny im nawias.
Często podnoszony aspekt prądu stanowi powrót do prostych, ekologicznych technologii – wynikających z miejscowych uwarunkowań i naturalnie definiujących wygląd budynku. Z tego powodu większość współczesnych, klasycystycznych realizacji cechuje się powściągliwą estetyką. Wcale nie chodzi o zapełnianie ścian możliwie dużą ilością zdobień, choć – jak powiada Robert Adam: „w klasycyzmie ton można ściszać lub podgłaśniać”.
Co ważne, „nowy klasycyzm” jest pojęciem bardzo pojemnym. Oprócz realizacji w duchu akademickiego palladianizmu obejmuje także budowle czerpiące np. z architektury artdecowskiej lub wernakularnej. Rozległość tego zasobu inspiracji wyrasta z wielkiego waloru całej tradycyjnej architektury, jakim jest komunikatywność. W rozwoju historycznym wytworzyła ona szereg zrozumiałych „haseł”, którymi pisać można wciąż nowe utwory. Moderniści połowę tego uniwersalnego języka sprymityzowali, a połowę zastąpili arbitralnymi formułami – dlatego nigdy nie wygrali batalii o gusta.
Fascynujące, że nawet niedawne odkrycia neurologii wydają się wyjaśniać powszechne powodzenie tradycyjnych form architektonicznych i nieufność odbiorców wobec np. dekonstruktywizmu. To temat do długich rozważań, ale ostatecznie sedno zagadnienia stanowi właśnie potencjał bodźców zmysłowych do bycia skutecznie „zdiagnozowanymi” przez nasz aparat poznawczy.
Co w takim razie najlepszego można zrobić z budynkami zbudowanymi w duchu socrealizmu?
Warto zauważyć, że socrealizm wywołuje u niektórych odbiorców negatywne skojarzenia z racji czasów, w których powstawał. Estetykę zdominował wtedy dyskurs filozoficzny – na skutek czego uprawianie awangardowego modernizmu było zabronione. Po odwilży sytuacja uległa odwróceniu i na „indeks stylów zakazanych” trafił klasycyzm. Na szczęście, to się powoli zmienia.
Co ważne, socrealizm nie był stylem odizolowanym ani od trendów międzywojennych, ani od niektórych zjawisk w ówczesnej architekturze światowej. Myślę, że warto pominąć kontekst ideologiczny i spojrzeć na te budynki po prostu jak na budynki. Większość z nich działa raczej miastotwórczo i daje wrażenie ciągłości. Wyjątek stanowi Pałac Kultury ze swoją modernistyczną – paradoksalnie – urbanistyką. Stojąc samotnie po środku dużej, niezdefiniowanej przestrzeni prosi się o otoczenie go zabudową.
Które warszawskie budynki chciałbyś zobaczyć w nowej odsłonie? I co byś w nich zmienił?
Każda elewacja pozbawiona kompozycji i światłocienia nie wyzyskuje w pełni potencjału, jaki daje architektura. Dotyczy to szczególnie płaskich, jednolitych, odbijających niebo ścian biurowców. Większość z nich można by zaaranżować w taki sposób, by budynek wnosił w przestrzeń coś więcej, niż tylko bryłę. Z warszawskich obiektów w nowej odsłonie najchętniej zobaczyłbym Grób Nieznanego Żołnierza – mam na myśli odbudowę brakującej chwilowo reszty Pałacu Saskiego.
Skąd wzięło się twoje zainteresowanie neoklasycyzmem?
Jednym z powodów była moja obserwacja na temat tego, jakie miejsca ludzie lubią odwiedzać najbardziej, gdzie chcieliby mieszkać, które budynki starzeją się dostojniej i lepiej pasują do okolicy. Moje zainteresowania nabrały jednak prawdziwego rozpędu gdy odkryłem, że nie jestem sam – pasjonatów i praktyków współczesnego klasycyzmu jest na świecie znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać.
Jakie europejskie miasto najbardziej imponuje ci swoją architekturą?
Pierwszeństwo należy się chyba Wiedniowi, ale większość jego budynków niekoniecznie pasowałaby do Warszawy. Nie ma jednego klasycyzmu i byłoby wspaniale, gdyby polskie miasta uprawiały ten nurt w oparciu o własne tradycje. Myślę, że jest to wyzwanie na przyszłość.